Pierwsza rocznica śmierci marszałka Nawary

Maria Mazurek

Gazeta Krakowska 25 maja 2012

Trudno o człowieka tak oddanego regionowi, społecznym wartościom, pracy na rzecz lepszego jutra – powtarzają przyjaciele i współpracownicy Marka Nawary, pierwszego marszałka Małopolski, współtwórcy reformy samorządowej. Dziś mija rok od śmierci wybitnego samorządowca.

Andrzej Sasuła, przyjaciel i najbliższy współpracownik Nawary, nie ma wątpliwości: reforma administracyjna kraju, o którą walczył, stała się dla Polski impulsem rozwoju. – To dzięki powstaniu 16 dzisiejszych województw pozyskujemy zagraniczne granty i czerpiemy ze współpracy z Zachodem – mówi. Bo, jak tłumaczy, Nawara był zwolennikiem rządzenia na poziomie, na którym da się „ogarnąć całość”, odwiedzić każdy szpital, poznać każdy problem. – Dla administracji centralnej to tylko statystyka. Marek rządził imiennie – dodaje.

Nawara miał rodzaj misji, był totalnie oddany samorządowi – najpierw jako wójt Zielonek, później jako marszałek. – Był wymagający, ale to od siebie wymagał najwięcej. Przychodził pierwszy do pracy, wychodził jako ostatni. To co mnie w nim zaskakiwało, to zdolność do oddzielania spraw ważnych od mniej ważnych. Tego co można zostawić na później, od tego, czym trzeba się zająć natychmiast – dodaje Sasuła.

W podobnym tonie o Nawarze wypowiada się obecny marszałek województwa Marek Sowa. Nawarę poznał w 1999 r., kiedy zaczął pracę w Urzędzie Marszałkowskim. – Był jednym z moich mistrzów, od których uczyłem się zarządzania regionem. Miał duży wpływ na to, co osiągnąłem później – mówi.

Monika Karlińska, wdowa po Marku Nawarze, wspomina go przede wszystkim jako dobrego, troskliwego człowieka, który nigdy nikomu nie odmawiał pomocy. – Ostatnie dwa miesiące przygotowywałam książkę o mężu. O napisanie czegoś o Marku poprosiłam ludzi, którzy go znali. Czytając te wspomnienia, czasem bardzo zabawne, czasem wzruszające, dowiadywałam się często o mężu rzeczy, których nie wiedziałam. Ale też kolejny raz uzyskałam potwierdzenie: miałam to szczęście, że byłam z człowiekiem, jakich mało. Dobrym, prawdziwym, szczerym – mówi wzruszona.

Karlińska wskazuje też, że Nawara był człowiekiem „do tańca, i do różańca”. – Z którym można podróżować i wspinać się po górach, ale też takim, który potrafi prowadzić najtrudniejsze negocjacje i faktycznie, w systemie zero-jedynkowym dba o samorząd – wspomina.

Marek Nawara odszedł rok temu we śnie. Wcześniej długo chorował po ciężkim wypadku, jakiemu uległ na nartach w Austrii.