Sejmik to nie dekoracja

„Wspólnota” 12 listopada 1994r.

Z przewodniczącym Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego, Markiem Nawarą, rozmawia Elżbieta Cegła.

Już drugą kadencję jest pan wójtem w Zielonkach, jeszcze przez rok – przewodniczącym Stowarzyszenia Wójtów i Bur-mistrzów Województwa Krakowskiego,
a ostatnio doszły kolejne funkcje: przewodniczącego Sejmiku Samorządowego i członka Komisji Rewizyjnej KSST. Jak pan to wszystko godzi?

Wszystkie to funkcje samorządowe, więc łatwiej je pogodzić…

Czy jednak nie złapał pan z dużo „srok za ogon”? Działanie niczym człowiek-orkiestra musi się na czymś niekorzystnie odbić

Na pewno na zdrowiu i braku wolnego czasu. Muszę uporządkować pewne sprawy w gminie, jeśli będę miał dobrego sekretarza, to na pewno nie ucierpi na tym urząd, a przede wszystkim mieszkańcy. Chyba, że wzrosną kompetencje samorządu, wówczas zastanowimy się nad koniecznością wyboru zastępcy wójta.

Piastowanie tylu funkcji zapewne wypchało solidnie pański portfel?

Nie jestem tu żadnym ewenementem, w innych województwach również łączy się funkcję burmistrza z przewodniczącym sejmiku. A zarobki? Nie zaglądam nikomu do kieszeni, ale inni mają większe. Pensja wójta to 19 mln zł brutto plus pięciomilionowy ryczałt za przewodniczenie sejmikowi. Po odliczeniu podatku biorę „na rękę” mniej niż dyrektorzy wydziałów w urzędzie. Nie będę się licytował, kto ma więcej pracy i odpowiedzialności…

Sejmik samorządowy to nowa struktura, czego krakowscy delegaci nauczyli się w poprzedniej kadencji?

W pierwszej kadencji chodziło przede wszystkim o to, by nowa instytucja zaistniała na samorządowej arenie. Jej obecność zależała od pracy delegatów i wspierających ich osób spoza sejmiku. Nasz, krakowski, był widoczny nie tylko w województwie, ale i w kraju. Liczono się z naszymi opiniami i propozycjami legislacyjnych zmian, dotyczących m.in. funkcjonowania samorządowej oświaty, finansowania gmin, kontynuacji i reformy administracji publicznej i wprowadzenia powiatów. Brakowało w poprzedniej kadencji jednego: ścisłej współpracy sejmiku z władzami Krakowa. Do końca roku chcemy wypracować zasady tych kontaktów zarówno z prezydentem miasta, jak i z wojewodą.

Z wojewodą sejmik przecież współpracował, a ustawa o samorządzie nie daje wam dużych uprawnień, sprowadzając sejmik do roli ciała opiniującego. Dwa razy w roku „spowiadaliście” wojewodę z jego dokonań, zaś Stowarzyszenie Wójtów i Burmistrzów spotykało się z nim – czego nie było w innych województwach – w poprzedniej kadencji bardzo często, wrzucając do ogródka wojewody sporo kamyczków.

Nie chcemy, by nasze kontakty z urzędnikami administracji rządowej sprowadzały się jedynie do wzajemnego informowania się i wyrażania opinii. Sejmik nie może być ciałem dekoracyjnym, powinien kreować konkretne rozwiązania problemów w województwie. Jest wiele spraw, które możemy rozwiązać wspólnie z prezydentem i wojewodą. Choćby kształtowanie polityki regionalnej, nakreślenie strategii rozwoju miasta i województwa, koordynacja planów i przedsięwzięć, powstających oddzielnie w obu urzędach.

Minister Strąk powiedział kiedyś, że należy wzmocnić znaczenie sejmiku, m.in. poprzez jego wpływ na budżet wojewody, Michał Kulesza był temu przeciwny, uważając, iż wówczas sejmik będzie „na pasku” wojewody. Jak pan widzi rolę sejmiku?

Budżet to bardzo ważny instrument decydujący o rozwoju, nie widzę przeszkód, by sejmik włączył się w prace nad nim. Choć nasza opinia nie jest dla wojewody wiążąca, to jednak pośrednio mielibyśmy wpływ na rozdział pieniędzy. Nie chcemy przez to kogoś kontrolować, ale stanowisko sejmiku na pewno byłoby korzystne dla obu stron.

Czy sejmik powinien mieć większe kompetencje?

Trudno dziś o tym mówić, skoro nie rozstrzygnięto ostatecznie kształtu reformy administracyjnej państwa. Jeśli nie byłoby powiatów a tylko gminy i – o czym ostatnio coraz częściej się mówi – duże samorządowo-rządowe województwa, to na pewno w tej strukturze znajdzie się miejsce i dla sejmiku.

Pierwsza w tej kadencji sesja KSST miała sensacyjny przebieg. Władze zdominowali przedstawiciele PSL i SLD, niektóre sejmiki groziły wystąpieniem. Czy KSST może ulec rozbiciu?

Istnieją takie obawy, choć jeszcze za wcześnie, by coś ostatecznie wyrokować. KSST istotnie zostało zbyt upolitycznione, poza tym we władzach – poza Łodzią i Poznaniem – nie ma przedstawicieli dużych ośrodków miejskich. Nie jestem zwolennikiem nieprzemyślanych ruchów, rozbicie tylko ograniczy możliwości działania i wpływu na rządowe decyzje, bo jednak z opiniami KSST rząd się liczy. Mnożenie bytów nic nie da, a tylko osłabi samorząd.

KSST nie jest jedyną ogólnopolską reprezentacją przedstawicieli samorządu. Czy istnienie innych związków i unii miast, miasteczek, gmin wiejskich nie wpływa na osłabienie samorządu? Czy są one potrzebne, czy może lepsza byłaby jedna reprezentacja pilnująca interesów wszystkich?

Istotnie, za dużo jest tych organizacji i pierwsza kadencja wykazała, że nie spełniały one należycie swego zadania. Powstały obok KSST, ograniczając jego rolę. Ścierały się różne grupy interesów, każdy związek formował rozwiązania dla siebie najkorzystniejsze. Nie mam – ale podejrzewam, że nie tylko ja – pomysłu na jedną ogólnopolską samorządową reprezentację, zresztą jak ją stworzyć przy obecnej mnogości różnych organizacji.

Może rozwiązaniem byłaby Izba Samorządowa, która zastąpiłaby Senat?

Na pewno tak, ale rodzi się pytanie: na ile byłaby ona reprezentatywna? Bo przecież zasiadaliby w niej zarówno przedstawiciele samorządu terytorialnego, jak i gospodarczego, pracowniczego i innych. Znów mogłoby dojść do konfliktu interesów i zyskałaby ta grupa, która miałaby większą siłę przebicia. W opinii publicznej druga izba w parlamencie jest potrzebna, bo stanowi swego rodzaju bufor. Izba samorządowa byłaby z pewnością większym wentylem bezpieczeństwa.

Dziękuję za rozmowę.