Z Markiem Nawarą rozmawia Piotr Odorczuk
To pierwszy wywiad z marszałkiem Małopolski od 20 lutego, od czasu jego wypadku na nartach w Austrii.
Panie Marszałku, czy czuje się Pan wypoczęty po tak długim „urlopie”?
Spałem łącznie siedem tygodni, to chyba powinienem być wyspany i wypoczęty. Jednak raczej nie jestem. Wstawanie codziennie o 5 rano i litr kroplówki każdego dnia nie sprzyjają wypoczynkowi. Poza tym, nie jestem jeszcze do końca zdrowy. Nie mam takiej kondycji jak dawniej, ale pracuję nad tym codziennie.
Pamięta Pan swój wypadek?
Nie. Podobno regułą jest, że przy tego typu urazach nie można sobie przypomnieć ostatnich momentów tuż przed wypadkiem. I tak jest ze mną. Niestety, nie było żadnych świadków mojego wypadku. Co się stało, dowiedziałem się od żony i mojego kuzyna, który był ze mną na stoku. Pamiętam za to moje nowe narty. Do tej pory ma je austriacka policja, jako „dowód rzeczowy”. Chciałbym je odzyskać.
Śledzi Pan wydarzenia w Małopolsce, wydarzenia polityczne, i to, co się dzieje w Pana urzędzie?
Staram się myśleć o polityce, oczywiście w miarę moich możliwości zdrowotnych. Brałem udział w wyborach, wiem, co się dzieje. A urząd? Dobrze zorganizowany urząd jest jak naoliwiona maszyna, będzie działał sam.
Chyba, że ktoś zacznie przy nim majstrować.
Wierzę w kompetencje i doświadczenie moich urzędników. Wiem, że moja nieobecność spowodowała pewien zamęt. Dziękuję im za to, że potrafili odnaleźć się w tej nowej i nietypowej sytuacji.
Komuś jeszcze jest Pan szczególnie wdzięczny?
Nie rozmawiałbym dziś z panem, gdyby nie wspaniali lekarze.
GAZETA KRAKOWSKA 18 czerwca 2009r.